piątek, 16 października 2015

Goszka

Trochę czasu zajęło mi zanim stwierdziłam, że tak. To już czas. Ten czas. Czas narzekania na wszechogarniającą mnie niemoc, lenistwo i inne takie.
Jest połowa piździernika. A ja? Ja jestem w czarnej dupie, proszę państwa :)
Znaczy...w czarnej dupie... Uczę się. Jasne. Ale, wydaję mi się, że ta nauka w ogóle nie daje żadnych rezultatów. Jakbym, uczyła się, i za 5 min nic nie wiedziała. Zastanawiam się czy obrana przeze mnie taktyka jest dobrą taktyką. Ale, mam za mało czasu, by wypróbować wszystkie "taktyki", więc uporczywie trzymam się tej. Mam nadzieję, że wyjdzie mi to na dobre. Bo nie chcę tracić kolejnego roku na rozpracowywanie nowej strategii.
Ogólnie wydaję mi się, że rozmyślanie na temat "Boże, co ja najlepszego robię, przecież i tak się nie dostanę. Tylko stracę rok. Nic nie umiem. Daj sobie spokój" jest bez celowe. Tylko marnuję czas. Dlatego staram się siadać do biurka o tej 11-12 z myślą "No dobra, to co dzisiaj robimy?" I to robię. I nie myślę. Dopiero wieczorem dochodzi do mnie, czy aby na pewno dobrze robię?
Ale takie nie myślenie wyszło mi na dobre w maturalnej. Więc muszę się wyzbyć tych wszystkich negatywnych emocji. Ale nie wiem jak.
Bo,
uwaga. Poznałam kogoś. Tak, ja. Cały rok starałam się odsunąć wszystko i wszystkich od siebie, tak aby nic nie przysłaniało mi mojego celu. A teraz co? Wziął i się taki przypałętał. A ja nie mam serca nie spróbować. A wiem, że nie powinnam. To jest walka serca z rozumem. I teraz te czarne myśli się tylko rozmnażają i kumulują i wychodzi...dupa. I nie wiem co mam zrobić.
Więc,
siedzę i to piszę. Popijając herbatę, i zastanawiając się czy zrobić zmysły, czy poczytać wywiad z Religą, czy może jednak obejrzeć po raz n-ty Kac Vegas? Dawno nie miałam takiego mętliku w głowie (co chyba widać, bo piszę to na bieżąco, co mi ślina na język przyniesie, i wydaje mi się, że piszę totalne bzdury).
Ale,
wiem jedno. Chcę do niego.