poniedziałek, 15 lutego 2016

Ukryty w mieście krzyk

Jest już połowa lutego.
Jeszcze kilka dni temu był wrzesień....
Czuję się jakbym zmarnowała te kilka miesięcy.
No, ale czasu nie cofnę. Teraz pozostało się spiąć i siedzieć na dupie i robić jak najwięcej, jak najlepiej, jak najnajnaj. ....(kiedy mi się tak bardzo nie chceee :c )
U mnie standard. Niby coś się uczę, niby coś robię, ale czy są tego jakieś efekty? Nie mam pojęcia.
Gdy robię zadania  dobrze, mam wrażenie, że po prostu miałam szczęście- przecież ja tak naprawdę tego nie umiem, ale jak to....
Maturki piszę na +70%, nawet zahaczam już momentami o +90%. Ale wiadomo, sprawdzanie sobie samemu matur nie jest dobre. Tu dodam punkcik bo przecież o to mi chodziło, tutaj dodam, bo w sumie jakbym bardziej wytężyła mózg to bym na to wpadła... i tak o.
Metabolizm i genetyka prawie ogarnięte :) Ten metabolizm to nie taki zły jest nawet. Nie wiem czemu tak się go bałam. Genetyka trochę bardziej kuleje, ale widzę progres.
Chodzę też na korki z chemii... Tylko, że nie chce mi się chodzić, bo kobieta jest tak...no...irytująca, anemiczna, nieogarniająca rzeczywistości, że eh... No, ale przynajmniej coś tam zaczynam kumać.
Dzisiaj powtórzyłam ekologie (zapomniałam jak bardzo ciekawy i wciągający jest ten dział biologii.... ;__;) Ale w sumie jest łatwy, tylko, że nudny. Ale ogarnąć najistotniejsze rzeczy, i łatwe punkty na maturze jak znalazł :D
Boję się mega o chemie...
Jest w piątek.
13-ego.
Rok temu była łatwa.
Teraz może być z kosmosu.
To będzie rzeź.
Muszę coś kupić na pamięć i koncentracje, bo ostatnio nie ogarniam. I w sumie coś dzięki czemu miałabym siły do dalszego działania-kawy i energy drinki już na mnie nie działają. Może zacznę dodawać do kawy amfetaminy zamiast cukru... Może to coś da?

Ogólnie zapiszę sobie tutaj co mam jeszcze do ogarnięcia do maja, coby jakoś się odnaleźć w tym całym burdelu:
-arkusze
-zadania ze strony CKE
-ewolucjonizm
-Witowski z chemii
-dokończyć: Biologie Czarnockiego, Biologia wybór testów, Biologia Teraz Matura, i Biologia ta duża niebieska książka której nazwy nie pamiętam.
-powtórzyć dogłębnie węglowodory bo skurczybyki mi się mylą (a rok temu tak ładnie wszystko umiałam...)
-błędowstrzymywacz przeczytać (ale to w drodze na korki...)
-powtórka materiału raz jeszcze
-najistotniejsze wzory z chemii, te całe reakcje Manganu, Chromu, kolory, jakieś doświadczenia, bilans elektronowo-jonowy, o właśnie, katody i anody (ale to w maju, takie przypomnienie lekkie)
-arkusze

Kurczę, bardzo bym chciała, żeby się udało napisać matury na tyle by starczyło na lekarski. Wiedzę mam, ale kurczę, ten klucz....
No, ale nic. Napewno wiem, ze już kolejnego roku nie będę w domu siedzieć. Pójdę na jakieś inne studia, i napewno w innym mieście. A przy okazji będę poprawiać matury do skutki. Ale to taki plan awaryjny fhui.
Bo musi się udać. Bo bardzo tego pragnę. Bo bardzo mnie wspierają. Bo może jednak nie zmarnowałam tego roku?



(edit: właśnie zauważyłam, że wstawiłam instrumentalna wersję piosenki, a nie mam pojęcia jak ją usunąć :c więc niech już będzie...)