poniedziałek, 24 października 2016

KONIEC vol.10000

Oficjalnie kończę z tym blogiem.


Zapraszam na nowego :)



Zmagania przyszłej położnej :)

www.newbornlui.blogspot.com

środa, 10 sierpnia 2016

O frustracji podczas rekrutacji

Jestem głupia.
Serio.
Dostałam się z pierwszych list na położnictwo do miasta X. Ale nie złożyłam papierów bo:
1.Była nawałnica
2.Nie miałam zaświadczenia od lekarza (choociaż jakbym się postarała, to bym je zdobyła)
3.Stwierdziłam, że i tak się dostanę do mojego rodzinnego miasta, więc bez sensu tłuc się 8 godzin pociągiem w tą i spowrotem
Jasne.
Jest prawieee połowa sierpnia a ja jestem 60 pod linią. :)))
Boję się, że to nie spadnie...Potrzebuję żeby spadło aż 14 punktów.
W moim mieście lista jest jawna tj. dane są widoczne. Z ciekawości obczaiłam niektórych ludzi na fejsie...I wiecie co? Na położnictwie mają papiery złożone, a na fejsie mają zupełnie inną uczelnie i inny kierunek wpisany. :))) Zajmują tylko miejsca szmaty....
Dlatego złożyłam papiery jeszcze na Zdrowie Publiczne, bo akurat mają listę uzupełniająca.
Mogłabym studiować w mieście X położnictwo, a tak będę studiować w swoim jakiś kierunek który nawet nie wiem z czym się wiąże....
To jest prawdziwa głupota.
A, i byłam ostatnio u psychiatry.
Mam depresje.

wtorek, 5 lipca 2016

Koniec #2

A więc tak. Gap year za mną. Udać znowu się nie udało. I jest...gorzej niż było. Jestem załamana, już dawno tak załamana nie byłam. Cały dzień dzisiaj przeleżałam w łóżku. I chciałabym o tym komuś powiedzieć, i się wyryczeć. Mogę jedynie mamie. Ale to nie to samo, bo jej o wszystkim nie powiem. Dzisiaj jest apogeum wszystkich moich negatywnych emocji. Tak więc tak, znowu na lekarski się nie uda. I wydaje mi się, że nigdy się nie uda. Gdzie ja się pcham. Jestem za tępą osobą na takie szaleństwa. Tak więc, wdrażam w życie mój plan B, który w sumie już od jakiegoś czasu jest planem A. Idę na położnictwo. I może równocześnie uczę się do poprawy matury. Do 3 razy sztuka.
Teraz mam inny problem mianowicie, gdzie iść na położnictwo. Poznań czy Gdańsk? W jednym z tych miast mieszkam. Szczerze, wyjechałabym. Ale znowu dałam się wciągnąć w miłosne życie. Wiem, że wszystko jest kruche i pewnie nic z tego nie będzie. Ale jednak, dla tego zostałabym w rodzinnym mieście. Tylko czy jest sens znowu się w coś angażować aż tak? Że jestem w stanie zrezygnować z własnych "marzeń" (wyjechanie do innego miasta chodzi za mną już od dobrych dwóch lat) dla czegoś/kogoś co w każdym momencie może być przeszłością? Mam straszny mętlik.
Czuję, że muszę zrobić coś ze swoim życiem. Ciągle stoję w miejscu. I taka wyprowadzka byłaby dobrym startem. Przeszła mi myśl by licencjat zrobić w rodzinnym mieście, a na magisterkę wyjechać. Ale nie wiem. Mam 8 dni na podjęcie decyzji (około). To będą trudne 8 dni. I może się powtarzam, ale... czuję się szczęśliwa przy nim. I nie chciałabym tego kończyć. Jestem taka głupia. Poznając go mówiłam sobie, tylko się w to nie zagłębiaj bo i tak wyjeżdżasz we wrześniu/październiku więc nie ma sensu. Ale kurwa chyba za późno.
Z codzienności.:
Robię prawo jazdy. Boże! Jaka to jest frajda! Po każdej jeździe (a mam dopiero 4,5h wyjeżdżone) czuję taki przypływ adrenaliny, endorfin, że o matko i córko :D Lepsze niż orgazm :D Uwielbiam to robić, mimo, że wiem, że robię mnóstwo, ale to mnóstwo błędów, że nie panuję czasami nad samochodem, jak i nas własnymi emocjami :D Ale super sprawa i tak :D Instruktor mówi, że widzi potencjał :D (wcale nie mówi tak każdemu, niee :P) Tylko szkoda, że jak już zdam to prawko, to i tak nie będę miała czym jeździć...Dlatego szukam pracy. I to jest druga sprawa z codzienności. Szukanie pracy. To nie jest wcale takie łatwe. Wysłałam w ciągu miesiąca z 50 (?) CV. Na rozmowach byłam stricte 2. A zaproszona byłam na 5-6? Z czego jak juz przychodziłam na rozmowę to słyszałam " przykro nam, ale już mamy komplet" AHA. Ja chyba nie umiem szukać pracy, albo mam za duże wymagania. No nie wiem.
Co do bloga. Chyba to jest już mój ostatni post tutaj. Może zacznę blogować już na studiach położniczych, ale pod innym adresem (który napewno tu wstawię). Tak stwierdziłam, że chyba jest tylko jeden blog studentki położnictwa, który jest ciągle prowadzony. Brakuje też takich blogów. Więc może od października się za to zabiorę. A tymczasem znikam, jeździć Toyota Yaris, chodzić na rozmowy kwalifikacyjne, spotykać się z nim, itepe itede. (A. Nie jadę znowu na Woodstock. Jestem mi bardzo smutno z tego powodu.....Ale cóż....Nie przeskoczę.)
Do napisania! :)
PS. A wam, jak poszło? :)

niedziela, 29 maja 2016

Boskie Buenos

Tak więc tak. Trochę czasu minęło odkąd dodałam ostatni post. Już jestem po maturach. Czy jestem zadowolona? Nie. Czy czuje żal sama do siebie? Tak. Wiem, że mogłam więcej, mocniej, dłużej, częściej. Biologia była względna. Za to chemia to pogrom. No, ale cóż. Już mam sprecyzowany plan B-położnictwo. I wydaje mi się, że to wcale nie jest taka zła alternatywa. Chociaż nie jest to mój cel, wierzę, że będzie dobrze.
Z perspektywy czasu, mogę stwierdzić, że, nie zrobiłam dobrze, zostając w domu na gap year. Ale to tylko przez moją głupotę. Straciłam rok. Matury raczej nie poprawiłam- no może trochę procent naleci mi z biologii. Przerost ambicji nad rozumem....Bardzo "rozlazłam" się przez ten rok, w sensie miałam za dużo czasu, za mało materiału, za dużo książek, i to wszystko szło mi tak opornie...Jednak to, że jak ma się mało czasu, to zrobi się więcej, chyba się sprawdza. Dlatego idąc na kierunek B, nie odpuszczę powtórki matury. Za rok poprawa :)
Czyli w sumie znowu mam najdłuższe wakacje w życiu. Mam kilka planów co by porobić by nie zwariować. Chcę dawać korepetycje z biologii i chemii. Ale na poziomie gimnazjum. Nie jestem, aż tak dobra by dawać w liceum, w sensie łatwiejsze zagadnienia łatwiej wytłumaczyć. Tylko muszę ogarnąć podstawę programową dla gimnazjum, jakieś podręczniki, a nóż widelec mi się uda. Może się w tym sprawdzę, jak nie to trudno. Jakąś pracę sobie też ogarnę, chciałabym na pół etatu, ale jak to będzie zobaczymy. Zapisałam się też na kurs prawa jazdy kat.B. :D Jaram się mega. :D A 14.06 jadę do Białegostoku, jako świadek na ślub koleżanki. Drugim świadkiem będzie jej mega przystojny brat :D Któremu notabene też się podobam.
O, i książeczkę sanepidowską sobie wyrabiam, powooooli, bo w sumie jeszcze nic w tym kierunku nie zrobiłam, ale plan jest!
Minął miesiąc od zerwania z A.,a ja już nic do niego nie czuję. W sumie nie czułam już nic na drugi dzień. Chociaż, może trochę zażenowanie, obrzydzenie do samej siebie, że tak się dałam omamić.
Jak sobie przypomnę, ile mi obiecywał, ile mówił, a ile z tego robił, że chciał, żebym wzięła na niego kredyt po 2 miesiącach znajomości, ajajaj, brak słów po prostu, dzieciak przed trzydziestką, to ja już jestem bardziej odpowiedzialna. Ale mam teraz P. Znaczy, mam....Luźne stosunki nas wiążą, lubię go, jest w porządku, podobni jesteśmy, na prawdę. Aż dziwne. Zobaczymy jak to będzie.
Tymczasem bywam. Robić coś ze swoim życiem.
Żartuję.
Idę jeść.
Do napisania.

sobota, 9 kwietnia 2016

Co jest ze mną nie tak

Tytuł postu oddaje jak najbardziej mój stan. Który trwa już dobry miesiąc.
Z życia naukowego- jest tak samo źle jak było. Nie wiem, już mam dość, raz zajebiście wychodzą mi matury, raz beznadziejnie. Nie wiem na czym stoję, powtarzam materiał, ale mam wrażenie, że ciągle czegoś nie umiem, ze nie umiem logicznie myśleć, wysuwać wniosków. A przecież rok temu to mi tak super wychodziło. Jeden plus jest taki, że ogarniam w końcu zadania obliczeniowe z chemii :D To wcale nie jest takie trudne, potrzebowałam tylko wytłumaczenia co po kolei robić. A, i w miarę ogarniam metabolizm, i genetyke.
Plan na najbliższe tygodnie?
Dokończyć powtarzać metabolizm, genetyke, przypomnieć sobie co nieco o biotechnologii, ekologia, ewolucja. Zrobić zadania z CKE (nie mogę się jakoś za nie zabrać...). Dokończyć czarnockiego. Matury, matury. Witowski-chemia, może biologia. Przeczytać repetytorium Pyłki. Ogniwa. A na tydzień przed maturą poogarniać najważniejsze doświadczenia, kolory, problemowe zadania.
Co jeśli nie wyjdzie znowu?
Neurobiologia na UJ
Chemia i toksykologia sądowa na UW
Dietetyka/ położnictwo (Gdańsk albo Poznań)
Biologia na UG
Jeszcze myślałam o kryminologii, ale muszę to przemyśleć.
Będę zła, jeśli się znowu nie uda. Ale będę zła na samą siebie. Bo wiem jak bardzo zjebałam. Straciłam prawie pół roku na faceta. Pamiętam jak rok czy dwa lata temu czytałam bloga Wayoven, o ile się nie mylę. Z tego co pamiętam dziewczyna poznała kolesia, i przez to nie dostała się na medycyne. Coś mniej więcej takiego. I pamiętam jak mówiłam sobie, że nigdy nie popełnie takiego błedu. I co? I chuj, proszę państwa, wielki obleśny chuj.
Straciłam pół roku.
Których nie odzyskam.
Do końca życia będę pluć sobie w brodę, że przez jakiegoś gościa nie spełniłam swoich marzeń.
A najlepsze jest to, że przypałętał się kolejny.
Powtórka z rozrywki?
Czemu, kurwa nie.
Ale tak, lecę na dwa fronty, jest ciekawie, jest super. Codziennie zadaję sobie pytanie dokąd zmierza moje życie. Czemu tak robię, to jest przecież złe. A potem uświadamiam sobie, że nie mam nic do stracenia. Jeśli się wyda, trudno. Chwile poboli, bo stracę obu. Jeśli się nie wyda...Będę mieć codziennie wyrzuty sumienia.
Nie jestem dobrym człowiekiem, wspominałam już kiedyś o tym?


poniedziałek, 15 lutego 2016

Ukryty w mieście krzyk

Jest już połowa lutego.
Jeszcze kilka dni temu był wrzesień....
Czuję się jakbym zmarnowała te kilka miesięcy.
No, ale czasu nie cofnę. Teraz pozostało się spiąć i siedzieć na dupie i robić jak najwięcej, jak najlepiej, jak najnajnaj. ....(kiedy mi się tak bardzo nie chceee :c )
U mnie standard. Niby coś się uczę, niby coś robię, ale czy są tego jakieś efekty? Nie mam pojęcia.
Gdy robię zadania  dobrze, mam wrażenie, że po prostu miałam szczęście- przecież ja tak naprawdę tego nie umiem, ale jak to....
Maturki piszę na +70%, nawet zahaczam już momentami o +90%. Ale wiadomo, sprawdzanie sobie samemu matur nie jest dobre. Tu dodam punkcik bo przecież o to mi chodziło, tutaj dodam, bo w sumie jakbym bardziej wytężyła mózg to bym na to wpadła... i tak o.
Metabolizm i genetyka prawie ogarnięte :) Ten metabolizm to nie taki zły jest nawet. Nie wiem czemu tak się go bałam. Genetyka trochę bardziej kuleje, ale widzę progres.
Chodzę też na korki z chemii... Tylko, że nie chce mi się chodzić, bo kobieta jest tak...no...irytująca, anemiczna, nieogarniająca rzeczywistości, że eh... No, ale przynajmniej coś tam zaczynam kumać.
Dzisiaj powtórzyłam ekologie (zapomniałam jak bardzo ciekawy i wciągający jest ten dział biologii.... ;__;) Ale w sumie jest łatwy, tylko, że nudny. Ale ogarnąć najistotniejsze rzeczy, i łatwe punkty na maturze jak znalazł :D
Boję się mega o chemie...
Jest w piątek.
13-ego.
Rok temu była łatwa.
Teraz może być z kosmosu.
To będzie rzeź.
Muszę coś kupić na pamięć i koncentracje, bo ostatnio nie ogarniam. I w sumie coś dzięki czemu miałabym siły do dalszego działania-kawy i energy drinki już na mnie nie działają. Może zacznę dodawać do kawy amfetaminy zamiast cukru... Może to coś da?

Ogólnie zapiszę sobie tutaj co mam jeszcze do ogarnięcia do maja, coby jakoś się odnaleźć w tym całym burdelu:
-arkusze
-zadania ze strony CKE
-ewolucjonizm
-Witowski z chemii
-dokończyć: Biologie Czarnockiego, Biologia wybór testów, Biologia Teraz Matura, i Biologia ta duża niebieska książka której nazwy nie pamiętam.
-powtórzyć dogłębnie węglowodory bo skurczybyki mi się mylą (a rok temu tak ładnie wszystko umiałam...)
-błędowstrzymywacz przeczytać (ale to w drodze na korki...)
-powtórka materiału raz jeszcze
-najistotniejsze wzory z chemii, te całe reakcje Manganu, Chromu, kolory, jakieś doświadczenia, bilans elektronowo-jonowy, o właśnie, katody i anody (ale to w maju, takie przypomnienie lekkie)
-arkusze

Kurczę, bardzo bym chciała, żeby się udało napisać matury na tyle by starczyło na lekarski. Wiedzę mam, ale kurczę, ten klucz....
No, ale nic. Napewno wiem, ze już kolejnego roku nie będę w domu siedzieć. Pójdę na jakieś inne studia, i napewno w innym mieście. A przy okazji będę poprawiać matury do skutki. Ale to taki plan awaryjny fhui.
Bo musi się udać. Bo bardzo tego pragnę. Bo bardzo mnie wspierają. Bo może jednak nie zmarnowałam tego roku?



(edit: właśnie zauważyłam, że wstawiłam instrumentalna wersję piosenki, a nie mam pojęcia jak ją usunąć :c więc niech już będzie...)

środa, 30 grudnia 2015

Strażnicy Moralności

Dawno nie pisałam. A jako, że kończy się rok 2015, zachciało mi się coś napisać.
Może zacznę od stanu mojej wiedzy na dzień 30.12.2015r. bo w końcu taka tematyka bloga. A więc...jestem w czarnej dupie :D Ale ja to tak zawsze. Nie no, ale serio. W czarnej dupie jestem. Jeśli nie wezmę się ostro do roboty od stycznia to w maju oficjalnie będę mogła powiedzieć "że nieźle przepierdoliłam ten rok." Coś tam robie, coś się uczę, nawet byłam na 3h korków z biologii! Ale to mnie nie satysfakcjonuje. Patrząc na to ile mam jeszcze do roboty, zastanawiam się co ja przez te 4 miesiące robiłam. Dalej nie umiem genetyki, metabolizmu, i trudnych zadań obliczeniowych z chemii- tak samo jak rok temu :D Nie no, na korki będę chodzić od stycznia.... Ale ja wiem co jest przyczyną tych moich braków. Pewien Pan.
Z jednej strony cieszę się, że pojawił się w moim życiu; z drugiej nie. Nic nie trwa wiecznie, na pewno kiedyś się to skończy, a ja zostanę z ręką w nocniku na studiach które mnie nie interesują bo kiedyś spotkałam na swojej drodze pewnego kogoś kto zaburzył moją harmonię w życiu. I to jest straszne. Chcę tego, ale nie chcę. Całe szczęście wyprowadził się 150km ode mnie, i widzimy się rzadko, teraz to będę musiała spiąć dupę.
Z takich ciekawostek- jestem chora. A jutro sylwester. Polecam :)))) Nie no, ale jutro jadę do niego, bo nie wyobrażam sobie siedzieć w łóżku na sylwestra.
Smutne to takie, kiedyś z wypiekami na twarzy czytałam każdą nową notkę na blogach medycznych, szukałam zdjęć na instagramie z hasztagami "medstudent" "medycyna" "lekarski', oglądałam chirurgów, czytałam biografie lekarzy.... a teraz,nie sprawia mi to frajdy... Przestało mi zależeć? Czy w końcu mam do tego zdrowe podejście? A może wiem w jak chujowej sytuacji się znajduje, że aż już nie mam nadziei? Nie wiem.... ale wiem, że jak to zawale, będę miała żal do siebie przez całe życie... Miałam taką szansę. Rok w domu- nie muszę pracować, nie muszę nic co by mi mogło zabierać niezbędny czas (no oprócz szkoły policealnej, w którą mam tak wylane, że dziwie się, że w ogóle zdaję :D), ale nie. Wolałam zmarnować 4 miesiące dla niego. Ale cóż...serce nie sługa podobno....
Od wczoraj leżę w łóżku i maniaczę Przyjaciół-lecą praktycznie 24h/dobe na Comedy Central. Polecam :D
To ogólnie Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim tym którzy to przeczytają :D W sumie tym co nie przeczytają też życzę :D